Bieganie w zgodzie z naturą – wywiad z Krzyśkiem Pilarskim

1556
wyświetleń
Bieganie w zgodzie z naturą - wywiad z Krzyśkiem Pilarskim
Bieganie w zgodzie z naturą - wywiad z Krzyśkiem Pilarskim, fot. Maciej Majchrowicz "Maćko Maj"

Krzysiek Pilarski – społecznik, biegacz amator, wielbiciel przyrody i Puszczy Zielonka, założyciel fundacji SPORT CHALLENGE i portalu Biegamy w lesie, Komandor i organizator cyklu biegów WARTA CHALLENGE Marathon&Half, WARTA CHALLENGE Night Express oraz ZIELONKA CHALLENGE i XTREME CHALLENGE.

Organizujesz w ciągu całego roku kilka imprez sportowych o różnorodnym profilu. Skąd wziął się na to pomysł?

Wszystko zaczęło się w 2005/2006 roku, gdy się przeprowadziłem do obecnego domu w lesie. To był moment, w którym postanowiłem przewartościować swoje życie. Niektórzy mówią, że każdego faceta w wieku około 40 lat dopada „kryzys wieku średniego” i coś w tym jest. To właśnie w tym czasie rozpoczęła się budowa domu, do którego plany przygotowaliśmy bardzo ambitne. Wielu osobom, z którymi rozmawialiśmy, wydawały się wręcz nierealne. Przyświecał mi pomysł z dzieciństwa na chatkę z bajki o Jasiu i Małgosi, jednocześnie idealnie wkomponowanej w las. Znaleźliśmy firmę, budującą domy w technice drewnianej, które bardzo nam się podobały. Po kilku spotkaniach usiedliśmy z architektką i zaczęliśmy rozmawiać. Opowiadaliśmy o naszych wyobrażeniach, a ona szkicowała. Po godzinie pokazała nam projekt jak z bajki. To było dokładnie to, co sobie wymarzyliśmy.

Dlaczego o tym mówię? Pokazuje to proces ewoluowania zarówno mojego życia w tamtym okresie, jak i dojrzewania do tego co dzieje się dzisiaj. Pomimo, że całe życie starałem się żyć w zgodzie z naturą, to był jednak wówczas początek pasji związanej z lasem. Podczas powstawania domu postanowiłem, że chcę wprowadzić się do domu „z duszą” i będę go budował sam, przy pomocy wykwalifikowanych pomocników, a także, że będę aktywnym uczestnikiem społeczności, która się tu tworzyła. W tym okresie, jak również podczas całej mojej kariery zawodowej, miałem szczęście do ludzi. Do ludzi z pasją. Gdy dom był już gotowy, postanowiłem zrobić sobie przerwę w życiu zawodowym, żeby przestawić życie na inne tory. Wcześniej biegałem w biznesowej fryzurce z krótko przyciętymi włosami i w garniturze pod krawatem, pracowałem na etacie oraz jako tzw. wolny strzelec interim manager (człowiek od zadań specjalnych) nad kilkoma różnymi projektami równocześnie. Zajmowałem się restrukturyzacją firm i przedsiębiorstw, marketingiem, sprzedażą, zarządzaniem. W nowym domu była absolutna cisza, zwierzęta, las, zieleń dookoła. Po przeprowadzce cały zawodowy stres zszedł ze mnie i pojawiło się marzenie, żeby mieszkając tu, las był jednocześnie dawcą pasji i dał zajęcie na co dzień. Nie pracując zawodowo miałem możliwość poświęcenia dużej ilości czasu na działania lokalne. Obudziła się we mnie dusza społecznika. Kogoś, kto opiekuje się swoją małą ojczyzną, jednocześnie dba o nią tak, żeby odpowiadała na potrzeby wielu mieszkańców. Do załatwienia w takich społecznościach jest zawsze bardzo wiele – a to załatać drogę, wybudować plac zabaw dla dzieci, postawić siłownię zewnętrzną z myślą o seniorach, doprowadzić oświetlenie uliczne czy też posprzątać wspólnie okolicę etc.

A to wszystko w harmonii pomiędzy powstającym osiedlem a lasem…

Tak. Zaprzyjaźniłem się z lokalnymi ludźmi lasu, leśnikami, poznałem też wiele osób z Nadleśnictwa. Te kontakty były ważne i procentowały w wielu sytuacjach. Kiedy niedaleko stąd (miejsca mojego zamieszkania) na Dziewiczej Górze wybudowano ośrodek współfinansowany z UE, który od początku miał mieć przeznaczenie turystyczno-edukacyjne, poproszono mnie o pomoc w znalezieniu najemcy. Warunki przetargowe były jednak bardzo restrykcyjne. Po niepowodzeniach związanych z brakiem chętnych, od ówczesnego nadleśniczego padła propozycja, żebym to ja zajął się ośrodkiem. Nie zamierzałem wracać do działalności zawodowej i to było dla mnie trochę zaskoczeniem. Pomyślałem jednak, że miejsce leży mi na sercu, miałem też wiele pomysłów co można z tym miejscem zrobić, aby działało i służyło społeczeństwu. Oparłem swój pomysł o model skupiony na 4 filarach:

  1. rekreacji,
  2. turystyce,
  3. edukacji,
  4. sporcie.

Na początku sport był rozumiany jako bieganie na orientację, ale w domyśle miały to być też biegi przełajowe. Jednak takim pierwszym przełomowym momentem był pomysł na „ostatni bieg w roku i pierwszy bieg w roku” w Polsce. Było kilka biegów sylwestrowych kończących się około południa, były osobne biegi noworoczne, ale nie było takiego, który by łączył te dwa dni. Wokół tego pomysłu zrobiłem trochę hałasu medialnego. Plan i pomysł karkołomny, ale po zwizualizowaniu i wybudowaniu domu z marzeń już nic nie było dla mnie nieosiągalne. Dodam, że pomysł powstał przed Wigilią, czyli do samego biegu mieliśmy tydzień, a tak naprawdę 4 dni pracujące. Założyłem profil na Facebooku i przystąpiłem do działania.

Krzysiek Pilarski
Krzysiek Pilarski, fot. archiwum własne – Dead Sea Marathon

Biorąc pod uwagę, że to była Twoja pierwsza sportowa impreza, jednocześnie przy tak krótkim czasie od pomysłu do realizacji – jak to się udało?

Zaproszenie ludzi na bieg o godzinie 22:00 w Sylwestra wydawało się szalonym pomysłem. Miałem świadomość, że wiele osób będzie na balach sylwestrowych i innych szampańskich imprezach. Mało tego, w Nowy Rok, o godzinie 12:00 miał być następny bieg. Tego jeszcze nie było. Kto tak wcześnie wstaje w Nowy Rok? Pomyślałem, że dodatkową atrakcją, wabikiem, będzie dla uczestników wejście na wieżę obserwacyjną i podziwianie panoramy Poznania z widokiem sylwestrowych fajerwerków o północy. Zaprosiłem TVN24. Przyjechali zrobić relację. Pech chciał, że tamten Sylwester był bardzo mglisty i widoczność była bardzo ograniczona. Koniec końców udało nam się zgromadzić ponad 60 uczestników.

Czyli sukces?

Sukces (z łyżką dziegciu jak się później okazało) i jednocześnie dało mi to napęd do organizowania następnych przedsięwzięć oraz mnóstwo doświadczenia potrzebnego przy kolejnych biegach. Chronologicznie następną, autorską inicjatywą było rozpoczęcie cyklu Dziewicza Góra Biega, który w swojej istocie miał być akcją społeczną, mającą na celu promocję oraz ochronę obszaru Natura 2000, zachowanie bogatego dziedzictwa kulturowego i naturalnego Parku Krajobrazowego Puszcza Zielonka, a także wsparcie rozwoju lokalnej społeczności sportowej, jej integrację oraz aktywizację wokół Dziewiczej Góry. Ideą akcji Dziewicza Góra Biega,którą organizowałem działając wówczas w poznańskim stowarzyszeniu biegaczy z mapą,miała być nie tylko rywalizacja sportowa w trakcie organizowanych imprez sportowych, ale przede wszystkim stworzenie miejsca, gdzie biegacze, rowerzyści, wszyscy miłośnicy aktywności fizycznej będą mogli spotykać się podczas treningów biegowych, aktywnych pikników oraz wielu wydarzeń o charakterze sportowym, rekreacyjnym i przede wszystkim charytatywnym. To też okres, w którym dwukrotnie z rzędu zdobyłem tytuł Lider Animator w ogólnopolskim projekcie i narodziła się moja wisienka na torcie, czyli WARTA CHALLENGE Marathon&Half w Biedrusku.

Przypomnijmy, co to jest WARTA CHALLENGE?

W tym roku zakończyła się 6 edycja. Każda edycja to 5 biegów, które odbywają się od listopada do marca na dwóch dystansach: półmaratonu i maratonu. Całość biegu poprowadzona jest leśnymi ścieżkami częściowo wzdłuż przepięknych zakoli rzeki Warty, od Biedruska do Naramowic w Poznaniu. Start i meta zlokalizowane są w urokliwym Pałacu Biedrusko. Uwzględniając wiele próśb biegaczy w zeszłym roku po raz pierwszy zorganizowałem także letnią i zarazem nocną wersję biegania nad Wartą czyli WARTA CHALLENGE Night Express, która odbywa się na dystansach pięciu oraz dziesięciu kilometrów w czerwcu, w okolicy przesilenia wiosenno-letniego czyli Nocy Kupały. 

Krzysiek Pilarski - Bieg 100-lecia
Krzysiek Pilarski – Bieg 100-lecia, fot. Tomasz Szwajkowski

Ok, czyli pierwszy zorganizowany bieg okazał się sukcesem. Co było dalej?

Postanowiłem powołać do życia fundację, która od początku z założenia miała służyć ludziom. Tak powstała SPORT CHALLENGE Fundacja Wspierania Aktywności Fizycznej, czyli następny punkt zwrotny.

Narodziła się z miłości do lasu i terenów Puszczy Zielonka, a także jako organizacja, dzięki której pojawiła się alternatywa dla biegania nad Maltą w Poznaniu – dziś jest to nie do uwierzenia, ale te 6-7 lat temu, tereny nad Maltą były praktycznie jedyne, gdzie biegano trail. Mało kto biegał nad Rusałką. Chciałem pokazać piękne leśne, crossowe tereny nad Wartą. W tym samym czasie założyłem portal „Biegamy w lesie” – wówczas chyba jedyny o takiej tematyce. Ideą było pokazywanie leśnych ścieżek. We współpracy z Pawłem Januszewskim, który wówczas rozkręcał projekt Biegam Bo Lubię pojawiła się koncepcja zorganizowania akcji Biegam Bo Lubię Lasy. To był jeden z pierwszych cykli. Potem pojawiły się Biegam Bo Lubię Wieś, Biegam Bo Lubię Polskę i wiele innych. Chwilę później powstała idea stworzenia, z okazji 25-leca niepodległości Polski, cyklu 25 wydarzeń biegowych, aby podkreślić tę rocznicę. Pomyślałem, że powinno to być coś trwałego, nakłoniłem więc mocodawców do utworzenia 25 ścieżek biegowych – jedna z nich jest przy Łysym Młynie niedaleko Biedruska.

Jaka idea przyświecała Ci, gdy zakładałeś fundację SPORT CHALLENGE?

Doświadczenie, które wyniosłem z życia zawodowego pozwoliło mi tak budować organizację wydarzeń biegowych – trochę na wzór przedsięwzięć biznesowych, ale nie komercyjnych – aby od samego początku były wydarzeniami samofinansującymi się. Od pierwszego dnia takie przedsięwzięcie powinno zarabiać samo na siebie. Dlaczego? Przede wszystkim niezależność finansowa daje swobodę i dzięki temu nie musimy ganiać za pieniędzmi, czyli nie musimy być zależni od czynników zewnętrznych.

Czy to, co w teorii brzmi pięknie jest realne?

Oczywiście, inauguracyjne wydarzenia były bliskie temu założeniu, ale jak to na początku bywa, pierwsze edycje WARTA CHALLENGE Marathon&Half wspomagałem z prywatnej kieszeni. To są wydarzenia kameralne, a co za tym idzie budżet, który mamy do dyspozycji jest także niewielki. Aby impreza miała niepowtarzalny charakter, świadomie ograniczamy ilość osób do 200 zawodników.

Skąd bierzesz na to energię?

Z genów, z lasu (śmiech). To, że ciągle mi się chce to pewnie składowa wielu czynników. Podstawowym jest ta tonizacja, którą z lasu otrzymuję. Empatia, której mnóstwo we mnie drzemie, powoduje, że chce mi się robić coś dobrego bez zewnętrznego przymusu. Robię to więc szczerze i uczciwie. To się później przekłada na satysfakcję i uśmiechy uczestników i jest najlepszą nagrodą.  Sprawia także, że zmęczenie i nieprzespane noce tuż przed dniem startowym odchodzą na drugi plan. Jestem osobą wymagającą. Sam do siebie podchodzę bardzo krytycznie. Dotyczy to wszystkiego, czym się zajmuję. Na początku organizowania biegów, kiedy nie miałem od zawodników negatywnych informacji, myślałem, że to jakiś rodzaj kurtuazji. Dzięki tej wiedzy chciałem imprezę jeszcze bardziej ulepszyć. Do dziś nie mogę się tego doprosić. Dla mnie to jest już jednak oznaka, że robimy takie rzeczy, które nie wymagają wielu zmian.

Wspomnieliśmy o początkach, opowiadałeś o Dziewiczej Górze o cyklu WARTA CHALLENGE  Marathon&Half. Jakie jeszcze imprezy organizujesz?

W momencie powstania fundacji i organizacji wielu projektów na zlecenie, choćby dla Lasów Państwowych, pomyślałem, że potrzeba zbudować jej tożsamość. Można to było osiągnąć albo poprzez organizowanie przedsięwzięć na zlecenie np. gmin, albo budować portfolio swoich wydarzeń autorskich. Postawiłem na drugą możliwość. Skoro miałem już cykl zimowy, to naturalnym wyborem było zorganizowanie biegu letniego. Doświadczenie wyniesione z organizacji WARTA CHALLENGE pozwoliło na zorganizowanie na pięknych terenach Parku Krajobrazowego Puszczy Zielonka biegu długodystansowego. Pierwszy bieg, którego byłem inicjatorem Zielonka Ultra Maraton, jeszcze we współpracy z kolegami ze stowarzyszenia, w którym wówczas działałem, okazał się doskonałym pomysłem. Jednak z niewiadomych mi powodów koledzy nie zdecydowali się organizować go ponownie. Druga edycja imprezy była już organizowana przez moją fundację pod nazwą ZIELONKA CHALLENGE. Zmieniłem trasy i miejsce startu. Dołożyłem nowe dystanse i tak powstała letnia edycja biegów, które pokazują piękno tego terenu. Czas, w którym bieg się odbywa czyli czerwiec, to najpiękniejszy okres w Puszczy. Przyroda jest w pełnym rozkwicie.

Zielonka Challenge
Zielonka Challenge, fot. Tomasz Szwajkowski

Przypomnijmy, na jakich dystansach odbywa się ten bieg?

ZIELONKA CHALLENGE odbywa się na dystansie umownego półmaratonu i maratonu, a także dwóch ultramaratonów: 75 i 100 km. Umownych dlatego, że aby zrealizować moje założenia, czyli pokazać to, co w lesie, a w tym przypadku Puszczy Zielonka najpiękniejsze i jednocześnie standaryzować dystanse co do metra, musielibyśmy zaplanować nienaturalne skróty – niezgodne ze ścieżkami leśnymi. Dlatego poszczególne dystanse są z tak zwanym plusem, czyli liczą nieco więcej kilometrów niż półmaraton i maraton uliczny.

Czyli trasy ZIELONKA CHALLENGE wytyczone są w sposób naturalny, albo „zgodny z naturą”?

Tak, hasło, które przyświeca ZIELONKA CHALLENGE to w końcu #Podejmij wyzwanie natury (śmiech). Źródło tego sformułowania jest właśnie w takim naturalnym bieganiu, niewymuszonym, przyjemnym dla biegaczy. To co jest też istotne: wykorzystujemy drogi leśne i szlaki turystyczne, które są cenne z powodów krajobrazowych czy turystycznych. Jednocześnie bierzemy pod uwagę opinie i oczekiwania lokalnych społeczności. Dlatego na nasze wydarzenia bardzo chętnie zapraszamy osoby współodpowiedzialne – nie tylko z punktu widzenia formalnego – po to, aby z nimi uzgadniać wspólne działania. I to procentuje. Dostajemy zgody na organizację biegów tam, gdzie nie jest to łatwe np. w rezerwatach przyrody. Ważne dla nas jest także budowanie świadomości społecznej i ekologicznej. Staramy się przemycać wartości związane z ochroną środowiska. Myślimy szeroko o naturze, zdecydowanie szerzej, niż tylko o zorganizowaniu imprezy biegowej.

Nie wspominaliśmy o jeszcze jednej imprezie – XTREME CHALLENGE

Jej początki też były ciekawe. Dostrzegłem, że biegi przeszkodowe OCR zyskują coraz większą popularność, więc wyszedłem naprzeciw oczekiwaniom wielu biegaczy. Pomyślałem jednak, że nie chcę robić tego w lesie w typowy sposób. Powodów ku temu było wiele. Nie wyobrażam sobie zakłócania porządku lasu infrastrukturą, która na wielu takich biegach powstaje. Nie wyobrażam sobie wprowadzenia chaosu logistycznego do miejsc, które są przyrodniczo szczególnie cenne. Nie chciałem konkurować z wielkimi firmami na siłę. Moją naturą nie jest konkurowanie, a współdziałanie. Wiedziałem, że ten bieg będzie inny niż wszystkie.

Inny, czyli jaki? Co go wyróżnia?

Wielu biegaczy w naturalny sposób z asfaltu przechodzi na ścieżki leśne czy górskie. Bardzo wielu z nich szuka nowych wyzwań. Chciałem im zaproponować połączenie biegu przeszkodowego z przełajowym oraz biegiem na orientację. Oczywiście w lesie. Część trasy w XTREME CHALLENGE jest bardziej biegowa. Dziś biegi OCR poszły bardzo mocno w stronę tak naprawdę biegów crossfittowych, w których dla uczestników najważniejsze są górne partie ciała. W przypadku tego biegu nie ma wielu miejsc, gdzie można się popodciągać. Tu są błoto, bagna, leśne zakamarki. Tworząc ten bieg marzyłem także o szczególnej aktywizacji, a mianowicie o trasie zoptymalizowanej także dla osób z niepełnosprawnością ruchową – na wózkach. Kolejny pomysł, który wydał się karkołomny.

Xtreme Challenge
Xtreme Challenge, fot. Krzysztof Chłopkowiak

Jak pogodzić bieg w trudnym terenie i wózek z osobą niepełnosprawną?

Fundacja w swojej nazwie ma słowo wyzwanie. Trzy lata myślałem i w końcu się udało. Życie połączyło mnie z ludźmi, którzy w kwiecie wieku z powodów losowych znaleźli się na wózkach, którzy współpracują z dziećmi i młodzieżą z niepełnosprawnościami. Posłuchałem ich opinii i zaprosiłem do współpracy. Stworzyliśmy specjalną trasę i udało się zmotywować kolejną grupę społeczną do podjęcia wyzwania, dla niektórych niemalże życiowego. Udało się pokazać osobom sprawnym inaczej, że też mogą uczestniczyć w biegu przeszkodowym, tchnąć w nich wiarę, że przy odrobinie wysiłku, no dobrze, czasami sporym wysiłku, nie ma rzeczy niemożliwych. Funu było co niemiara. Dzieci i młodzież uczestniczące w pierwszej edycji nie mogły doczekać się następnej. Przy okazji przełamaliśmy kolejne bariery integracyjne pomiędzy środowiskami.

Hasło przewodnie WARTA CHALLENGE to „Warto podjąć wyzwanie”. Właśnie. Dlaczego warto?

To było, jest i pewnie będzie to moje najważniejsze organizacyjne dziecko. Warta i warto semantycznie się ze sobą łączą. Z jednej strony jest Warta, jako rzeka, która przepływa na terenach, gdzie jest organizowany bieg. Z drugiej strony słowo „warto”, zachęcające do czegoś. Do przełamywania swoich osobistych barier, do stawiania sobie kolejnych celów, które początkowo mogą wydawać się nieosiągalne, do podejmowania życiowych wyzwań. Wspólnym mianownikiem, który jest pochodny od Fundacji, jest także słowo wyzwanie (ang. Challenge).

Warto podjąć wyzwanie sportowe na dłuższych dystansach. Pokazujemy, że dystans 21 i 42 km w lesie jest możliwy do pokonania niemalże przez każdego, że daje mnóstwo satysfakcji. To dodatkowa motywacja. Także dla nas organizatorów, bo wiemy, że jest tu niesamowita atmosfera, jest ciekawa, przyrodniczo przepiękna trasa. My, jako organizatorzy też wiemy, że Warto Podjąć Wyzwanie! Satysfakcję z jego podjęcia, a co najważniejsze osiągnięcia wszyscy mają zagwarantowaną.

Czy organizator tak wielu wydarzeń biegowych sam biega?

Moja historia z bieganiem tak naprawdę zaczęła się niedawno. Wcześniej, w młodości sportowe życie wiązałem z różnymi sportami, ale były to przede wszystkim sztuki walki i ninjutsu. Dzięki temu filozofia Zen oraz honorowy kodeks samurajski Bushido ukształtowały mnie na lata. W sposób rekreacyjny moje dorosłe bieganie rozpoczęło się dopiero od Dziewiczej Góry. Natomiast oficjalny debiut na zwodach (poza spartakiadami młodzieży w szkole podstawowej) miałem, co zaskakujące na asfalcie, dopiero podczas Biegu Niepodległości z okazji 100-lecia odzyskania niepodległości. Bieganie traktuję stricte jako przyjemność i pasję. Jest to dla mnie typowa rekreacja, przygoda dla zdrowia i lepszego samopoczucia, tym bardziej cenna, gdy mogę ją połączyć z poznawaniem świata oraz tego co czują biegacze uczestniczący w zawodach.

Zatem pozostaje życzyć jak najwięcej przyjemności i niespożytej energii w następnych przedsięwzięciach biegowych. Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.

Rozmawiał Witek Przybylski

Przeczytaj także: Biegaj i zwiedzaj – wywiad z Przemkiem Walewskim

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here